Dostałam bardzo miłego maila od pewnego czytelnika, który tak naprawdę uświadomił mi, jak długo nie pisałam. Więc zrobiłam sobie porządny kubek herbaty i mam zamiar napisać przyzwoitego posta o tym, co się ze mną działo przez ostatnie miesiące.
Przede wszystkim, we wrześniu wyjechałam z kraju. Była to poważna decyzja, która wywróciła moje życie do góry nogami. Ale była to dobra decyzja. W Polsce zawsze czułam się gorzej, głównie przez zanieczyszczone powietrze, wieczny brak pieniędzy, problemy rodzinne, kłótnie i ludzi w ogóle, bo, nie oszukujmy się, Polacy nie należą do łatwych narodów. Być może uciekłam od problemów, ale było mi to potrzebne.
Mieszkam w Wielkiej Brytanii od pół roku. Czasem, wiadomo, nie było za ciekawie, depresja dopadała mnie w najmniej odpowiednich momentach. Zdarzało się, że Żubr musiał mnie, zalaną łzami i nieświadomą rzeczywistości, rozbierać i kłaść do łóżka, podając przy okazji dodatkową tabletkę Fluoxetyny. Jednak wciąż było lepiej niż kiedy żyłam jeszcze z mamą.
Pod koniec grudnia skończyły mi się leki. Pojechaliśmy z Żubrem na dwa tygodnie do Polski, gdzie próbowałam się umówić do psychiatry. Nieskutecznie. Byłam już w bardzo złym stanie, czasem traciłam kontakt z rzeczywistością. Wróciliśmy do UK z niczym. Akurat zmieniliśmy miejsce zamieszkania, więc zanim zarejestrowałam się do nowego lekarza rodzinnego, minęły kolejne dwa tygodnie. Nie chciałam też brać samego stabilizatora, ponieważ zawsze odrobinę mi obniżał nastrój. W sumie nie brałam antydepresantów przez ponad miesiąc. Taka ciekawostka- w Walii wszystkie leki są darmowe. Cudownie, prawda?
Ogólnie czuję się dobrze, ale tak czy inaczej będę musiała się wybrać do tutejszego psychiatry, bo wydaje mi się, że zmienił mi się typ choroby (kiedyś- rapid cycling, teraz od roku doświadczam praktycznie samych depresji).
I mam nadzieję, że moja wena i zamiłowanie do pisania powraca i już nigdy nie odejdzie.
I got a very nice mail from one reader because of whom I realise how long I haven't been writing. So I made myself a proper cup of tea and I'm going to write a decent post about what I've been doing for all this time.
First of all, I left my country in September. I made a serious decision which turned my life upside down. But it was a good decision. I always felt worse in Poland, mainly because of polluted air, endless lack of money, family problems, arguements and people in general, let's not delude ourselves- Polish are not easy to live with them. Perhaps I ran away from problems but it was what I needed.
I've been living in Britain for half a year now. Sometimes, of course, it wasn't too good, depression caught me up in least adequate moments. From time to time Zubr had to take my clothes off, bring me to bed and give the extra pill of Fluoxetine when I was in tears, unaware of reality. It was still better than when I lived with my mom though.
In the end of December I was out of my medicines. Zubr and I came to Poland for two weeks where I tried to make an appoitment with my psychiatrist. Ineffectively. I started to be in really bad mood, loosing the contact with reality. We came back to UK with nothing. We had just changed the city, so it took next two weeks until I registered in Medical Centre and saw GP. I didn't want to take the carbamazepine only because it always makes me a bit more melancholy. After all, I hadn't taken medicines for over a month. One interesting fact (not for British because you probably know it)- all medications are free in Wales. Brilliant, isn't it?
Now I feel all right but I should see a psychiatrist anyway because I think my type of bipolar disorder has changed (I had rapid cycling but I haven't have mania for a year).
Besides, I hope my vein and inspiration to writing is coming back and it's never be gone again.
No comments:
Post a Comment